środa, 11 stycznia 2012

Sławomir Kitowski, Małgorzata Sokołowska, Ulice Gdyni. O historii i patronach - (nietypowa) recenzja


Pewnym paradoksem jest, że tak kojarzone z morzem osoby, jak Tadeusz Wenda, wiceadmirał Kazimierz Porębski, czy właśnie Leonid Teliga, spoczywają w Warszawie.

Tak jak wspomniałem wczoraj, pozytywnym wzorcem upamiętniania wybitnych postaci historycznych, o których próbuję przypominać w ramach akcji "Historia na tak" jest dla mnie przedwojenna (i po części współczesna) Gdynia. Dlatego dzisiaj chciałem napisać kilka słów na temat książki, która mimo, że ukazała się ją już prawie 10 lat temu, nadal pozostaje dla mnie wzorem publikacji na temat nazewnictwa ulic i jest poświęcona właśnie temu nadmorskiemu miastu. Nie będzie to na pewno ostatnia recenzja na tym blogu. W taki sposób zamierzam za jakiś czas napisać o historii nazw ulic Poznania, a być może w okolicach prima aprilis poświęcę kilka słów pewnej publikacji związanej z Warszawą ;)

Trudno mi sobie dzisiaj wyobrazić siebie z czasów licealnych przepisującego całe rozdziały z "Ulic Gdyni do swojego notatnika w Empiku na Świętojańskiej (często na stojąco), ale wtedy naprawdę była dla mnie wręcz objawieniem. Niestety, o ironio, wciąż nie mam jej w swojej domowej bibliotece (najwyższy czas to zmienić), dlatego wszystkie informacje przytaczam z pamięci lub wspomnianych (z konieczności fragmentarycznych) notatek. Kiedy nadarzą się sprzyjające temu okoliczności, uzupełnię te informacje.

W każdym razie książka dzieli się na dwie części: opisową, odtwarzającą w przybliżeniu proces kształtowania się nazewnictwa miejskiego w Gdyni i słownikową. Obydwie są bogato ilustrowane, czytelnik może m.in. zapoznać się z planami miasta z różnych okresów jego historii. Część druga zawiera nie tylko biogramy aktualnych (pierwsze i do tej pory jedyne wydanie książki miało miejsce w 2001) patronów, ale także wszystkich postaci, które z różnych powodów (likwidacja ulicy, przemianowania) zniknęły z tej listy oraz patronów gdyńskich szkół. Najczęściej są one lapidarne, więcej miejsca poświęcono osobom związanym z Gdynią i Pomorzem (miłym akcentem są cytaty otwierające biogramy literatów), jednak w każdym wypadku dobrze oddają charakter zasług danej osoby. Oczywiście w słowniku nie uwzględniono patronów narzuconych przez hitlerowców, zamieszczono za to spis nazw ulic z lat 1939-45.

Ogółem publikacja jako całość robi lepsze wrażenie niż np. Słownik patronów ulic Warszawy pod red. Stanisława Ciepłowskiego, który dawnymi patronami nie zajmuje się w ogóle (co nie znaczy, że to dziełko nie zawiera godnych uwagi informacji, ale o tym może przy innej okazji). Książka Kitowskiego i Sokołowskiej zdecydowanie zasługuje na reedycję, tym bardziej, że od jej wydania przybyło kilkudziesięciu nowych patronów, głównie na rozbudowujących się terenach Chwarzna-Wiczlina, ale też np. na Obłużu, doszło też do kilku zmian nazw. Do zaszczytnego grona wybrańców mieszkańców Gdyni i jej radnych dołączyli m.in. Stefan Wyszyński, Jan Nowak-Jeziorański, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Leonid Teliga, Taras Szewczenko, kilka ofiar katastrofy smoleńskiej, czterech pracujących w przedwojennej Gdyni architektów, przywódcy Tajnego Hufca Harcerzy, czy Wiesława Kwiatkowska - historyk "Solidarności", z Małgorzatą Sokołowską współautorka równie wartościowej książki "Cmentarze Gdyni".

Po przeczytaniu książki trudno uwierzyć, że przez zaledwie około 80 lat nazwy ulic Gdyni przeżyły tak wiele transformacji. Niektóre z opisanych przez autorów faktów sprawiają wrażenie wyjętych z teatru absurdu, a jednak zdarzyły się naprawdę. Biorąc przykład ze swojego bloga muzycznego przygotowałem

Top 10 Gdyńskich Kuriozów Nazewniczych


Przed II wojną światową w Gdyni znajdowała się ulica generała Zygmunta Zielińskiego. Prawie na 100% ten patron nigdy nie powróci nad morze, ponieważ pojawiła się tam ulica...architekta i wykładowcy Politechniki Warszawskiej Tadeusza Zielińskiego. Zaprojektował on m.in. własny grobowiec na Starych Powązkach. Co ciekawe, od wschodu sąsiaduje z nim grób dwóch sióstr Fryderyka Chopina - Ludwiki i Emilii. Z kolei alejka po lewej dzieli go od nagrobka twórcy Ekoradia Andrzeja Zalewskiego.

1. W czasach PRL rozważano przemianowanie ulicy Balladyny w Kolibkach ze względu na "negatywne cechy charakteru patronki".

2. Bodaj w latach 60-ych przemianowano ulicę Wronią w sąsiedztwie portu jako "nie pasującą do terenów wielkomiejskich" na Energetyków.

3. Na Kamiennej Górze istnieje ulica Krasickiego. Jak łatwo można się domyśleć, w PRL była to ulica Janka, obecnie i przed wojną - Ignacego, ale do formalnego przemianowania w jedną ani drugą stronę nigdy nie doszło.

4. Przez kilka lat po wojnie na planach śródmieścia Gdyni widniała ulica Jana Kostki. Choć patron zacny, zasłużony dla morskich spraw Polski, a nawet otarł się o tron, ulica nie powstała, a on nie pojawił się już w Gdyni nigdy i nigdzie indziej.

5.Dwóm przedwojennym patronom po wojnie (nie wiadomo do końca kiedy, formalnie do zmiany nazw nigdy nie doszło) przekręcono imiona. Z przedwcześnie zmarłego urzędnika Gabriela Chrzanowskiego (m.in. członek władz Yacht Klubu Polski oraz Ligi Morskiej i Rzecznej) zrobiono jeszcze bardziej zasłużonego Bernarda. Ze społecznika i posła do parlamentu niemieckiego Romana Komierowskiego - Jana. Raczej nie chodziło o uczczenie mało znanego poety, szwagra Henryka Sienkiewicza (czy też innego przedstawiciela tej kujawskiej rodziny szlacheckiej), lecz o zwykłe niedbalstwo.

6.W jeszcze bardziej komiczny sposób pozbawiono "patronatu" Piotra Maleszewskiego, ekonomistę-fizjokratę, handlowca i jednego z pierwszych organizatorów spisków patriotycznych po upadku insurekcji kościuszkowskiej. Najpierw zrobiono z niego Piotra Malczewskiego, a że nie było nikogo sławnego o tym nazwisku, pojawiła się ulica Jacka Malczewskiego...

7.Kilku przedwojennych patronów nigdy nie rozszyfrowano - Kruszewiczów, Dębołęckich (czyżby chodziło o rodzinę ekscentrycznego kapelana lisowczyków i apologety sarmatyzmu?), Gordona (było kilku oficerów o tym nazwisku w przedrozbiorowym wojsku polskim, jeden z nich został admirałem w służbie rosyjskiej i zdobył duże wpływy za panowania Piotra I), Admirała Betena (admirał Charles Bethune żył w XIX wieku w Wlk. Brytanii, takie nazwisko nosił też książę Maximilien de Sully, minister Henryka IV, uważany za jednego z pierwszych projektantów zjednoczonej Europy, o czym pisze Norman Davies w swej "Europie". Jego potomkowie byli spowinowaceni z Sobieskimi i Jabłonowskimi)

8.Przed II wojną światową częstą praktyką było nadawanie ulicom nazwisk osób żyjących, często urzędników, na których przychylność dla Gdyni liczono, np. Eugeniusza Kwiatkowskiego (dziś Armii Krajowej), małżonków Mościckich (Wójta Radtkego), ministra przemysłu i handlu generała Ferdynanda Zarzyckiego (Bohaterów Getta Warszawskiego), wojewody pomorskiego w l. 1931-36 majora Stefana Sewera Kirtiklisa (Kazimierza Demela), ale też prezesa Polskiej Akademii Literatury i senatora Wacława Sieroszewskiego, który posiadał willę na Kamiennej Górze (nietknięta przez cały okres PRL - znowu wyraz ignorancji urzędników?), kaszubskiego poety i pisarza Franciszka Sędzickiego, a nawet Ignacego Paderewskiego, w czym nie przeszkodziła jego opozycyjna postawa. Co ciekawe, został on również za życia patronem ulicy we Lwowie i to w roku 1933, kiedy rywalizował o prezydenturę z imiennikiem Mościckim. Za wyraz "myślenia przyszłościowego" można też uznać przedwojenny rodowód nazw ulic Malborskiej, Kwidzyńskiej czy Kołobrzeskiej na Działkach Leśnych.

9.Wiele absurdów nazewniczych wprowadzili hitlerowcy. Zarówno ulice w Orłowie, jak i na Chyloni nosiły nazwy pomorskich miast, często tych samych, jedyną różnicą była końcówka - odpowiednio "weg" lub "strasse", z kolei w Małym Kacku ulice tak jak przed wojną nosiły nazwę miast m.in. śląskich, ale nigdy nie były to dosłowne tłumaczenia, lecz np. dawne nazwy sąsiedniej ulicy. W niektórych przypadkach hitlerowcy po prostu dopisywali "strasse" do polskiej nazwy, stąd takie potworki, jak "Milastrasse", "Kroschkinskastrasse", "Arcischewskistrasse".

10.Wiele ulic zniknęło w czasie powojennej odbudowy, a wraz z nimi patroni, czasem bardzo znani (Stanisław Staszic, Józef Sowiński), w innych wypadkach - mniej znani, ale równie zasłużeni (szef sztabu głównego w powstaniu listopadowym i budowniczy Kanału Augustowskiego Ignacy Prądzyński, ceniony budowniczy mostów Rudolf Modrzejewski, arcybiskup lwowski i znawca spraw bałtyckich Jan Dymitr Solikowski). W nowych warunkach politycznych wróciło niewielu z nich, ostatnio (zastępując Henryka Rutkowskiego) przedwcześnie zmarły wojewoda pomorski (1926-28), minister spraw wewnętrznych, a także artysta plastyk generał Kazimierz Młodzianowski.

Na zakończenie jeszcze jedna wymowna anegdota. Bezpośrednio po wojnie nowi mieszkańcy ulicy Michała Benisławskiego na Obłużu chcieli dowiedzieć się czegoś o tej postaci, postanowili więc zaczerpnąć wiedzy w Bibliotece Narodowej. Otrzymali z Warszawy następującą odpowiedź: "Niestety nie wiemy, kim był Benisławski, za to chętnie udzielimy informacji na temat bojownika ruchu robotniczego tow. Edwarda Bonisławskiego..." Komentarz jest tu chyba zbyteczny.

5 komentarzy:

  1. Ulicę Balladyny mogli przemianować na Aliny. Bo po pierwsze to pozytywna bohaterka a po drugie przy okazji można zorganizować wiele uroczystości. Np. Nadać jej pośmiertnie jakiś medal, hucznie obchodzić rocznicę tragicznej śmierci ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Ktosia, Ktosia, Ty jak coś powiesz to już powiesz ;) Wydawało mi się zawsze, że taka ulica tam była, ale jednak to była Aldony. W ogóle wszystkie te nazwy (Goplany, Popiela itd.) są położone w pięknych Kolibkach zaraz koło Sopotu i osobiście ponadawał je właściciel tego terenu Witold Kukowski, który kupił majątek tylko po to, żeby nie wszedł do Wolnego Miasta Gdańsk, za co krwawo odpokutował w 1939 w Piaśnicy. Dla mnie pozostanie (pozytywnym) bohaterem także dlatego, że był honorowym konsulem Estonii :P

    A święto ulicy to jest rzeczywiście świetna sprawa i oby było ich jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulica Aldony, to od bohaterki z Konrada Wallenroda?
      Witold Kukowski musiał być nieźle zakochany w romantyzmie skoro nadawał ulicom takie nazwy. Osobiście nie przepadam za tą epoką literacką, choć wiem, że Słowacki wielkim poetą był. :) Co do nazwy Goplana to się zastanawiam czy obecnie większość ludzi nie pomyśli, że to od producenta czekolad niż od postaci z "Balladyny". ;)

      Usuń
    2. Rzeczywiście trochę zaszalał z tymi literackimi nazwami kończącymi się na "ny" ;) Brakowało tylko Grażyny, ale jest w innym rejonie Gdyni - koło Jagiełły i Jadwigi :)

      Usuń
  3. Ci konsulowie honorowi to sam w sobie ciekawy temat, w Warszawie instalowali się już w XIX w. (wtedy można było łatwiej się załapać, bo Niemcy nie były jeszcze zjednoczone;), w latach międzywojennych kpiono ze snobów, którzy przyjmowali tytuły od różnych egzotycznych państw.

    Ulic Aliny jest w Polsce 8, w tym na dwóch osiedlach w całości zdominowanych przez Słowackiego - w Pruszczu Gdańskim i Zielonej Górze.

    OdpowiedzUsuń