Zbigniew Karpiński
Nowego posta z tej serii długo nie było z dość prozaicznego powodu - protokół z posiedzenia Komisji ds. Nazewnictwa Miejskiego Rady m.st. Warszawy 30 sierpnia został podpisany dopiero 18 października. Na posiedzeniu 20 września niewiele się działo, dlatego potraktuję obydwa tematy łącznie. W międzyczasie wiele się działo - i to dobrego. Po pierwsze, od września miesięcznik "Skarpa Warszawska" publikuje moje felietony pod wspólnym tytułem "Warszawa (nie)nazwana", w których robię to, co w tym cyklu, tylko że mieszcząc się w limicie 2500 znaków. Nie muszę chyba tłumaczyć, że to spełnienie moich kilkuletnich marzeń.
Po drugie - mimo, że felieton z samej natury zakłada wykorzystanie poetyki szyderstwa, dość szybko okazało się, że muszę się hamować...ponieważ wykpiwany przeze mnie już kilka razy na tym blogu Zespół Nazewnictwa Miejskiego, ponieważ poważnie potraktował mój zgłoszony zupełnie od niechcenia w lipcu przez skrzynkę podawczą Urzędu Dzielnicy Białołęka postulat uhonorowania kilkorga wybitnych polskich muzyków, głównie śpiewaczek.
Skąd macie mieć pewność, że nie zmyślam? O sprawie napisała "Wyborcza" - przed publikacją protokołu, ale nie wiedzieć czemu, kilka miesięcy po posiedzeniu. Są powody, żeby żartować z "wybiórczości" - nie muszę tłumaczyć stałym czytelnikom, że nie krytykowałem honorowania wszystkich włoskich kompozytorów, tylko Belliniego, a wzmianka o "mieszkańcu Warszawy" niech będzie przestrogą dla reporterów, że zgadywanki dla nabicia wierszówki bywają ryzykowne. W każdym razie, dziękuję Zespołowi za uprzejmą reakcję, której niestety zabrakło dla autorów kilku podobnych sugestii.
Konkrety
31 sierpnia radni przegłosowali uchwały m.in. na temat ustanowienia ulicy Kazimierza Brokla (co zakończyło dziwną dyskusję z Radą Dzielnicy Śródmieście), zaułku Ku Szarytkom, skweru Marka Edelmana, ronda Wallów w Ursusie oraz ulicy Vincenzo Belliniego (a jednak...), zaś 21 września - skweru Bronisława Geremka. Udało się też przed wygaśnięciem przewidzianego ustawą terminu zdekomunizować...zaledwie sześć nazw ulic. Bardzo mnie ucieszyło, że otrzymali oni wartościowych patronów o tych samych nazwiskach, co poprzedni: XIX-wiecznego astronoma Jana Kowalczyka, anatoma Michała Reichera-Sosnowskiego (miała to być jego siostra reumatolog Eleonora, ale w ostatniej chwili postanowiono nie zmieniać odmiany nazwy), generała dywizji Klemensa Rudnickiego, legendarnego komentatora sportowego Jana Ciszewskiego (najwidoczniej radni uznali, że jako tajny współpracownik SB nikomu nie zaszkodził) oraz włoskiego wolnomyśliciela Giordana Bruna. W tym ostatnim przypadku ubolewam, że nie wybrano nikogo z kupieckiego rodu Brunów, ale może znajdzie się kiedyś miejsce dla ich uczczenia w rejonie należącej do nich Kamienicy Artystycznej na Pradze. Trudno powiedzieć, czy radni zamierzają wrócić do tematu pozostałych nazw wskazanych przez IPN. Z ustawowego obowiązku nie wywiązały się też m.in. Łódź, Wrocław, Gdańsk i Bydgoszcz. Według ustawy zmian powinien teraz dokonać wojewoda. Jak wspominam w felietonie, który za kilka dni ukaże się w listopadowej "Skarpie", jeszcze w kilku przypadkach udałoby się przeprowadzić dekomunizację na tej samej zasadzie, co w sierpniu (ulice Józefa Szymańskiego, Jana Szymczyka, Kazimierza Grodeckiego).
Spekulacje
Kompletne deja vu - do takiego samego sporu doszło w 2010 r. między zwolennikami upamiętnienia Samuela Orgelbranda i Zygmunta Stępińskiego (znów architekt!) na Mariensztacie. Cieszy pamięć o Karpińskim, a więcej o honorowaniu architektów (m.in. w nawiązaniu do znanej już czytelnikom bloga, ale niekonieczenie "Skarpy" sprawy skweru na Sadach Żoliborskich) napisałem dla grudniowej "Skarpy".
Moim zdaniem to bardzo rozsądne podejście. Wierzę, że radni z Włoch się ze mną zgodzą.
Oczywiście popieram ten pomysł - ciekawostką jest to, że Nielubowicz był pierwszą osobą uhonorowaną Krzyżem Wielkim Polonia Restituta w III RP. Trochę dziwi mnie dobór słów w tym fragmencie protokołu, ponieważ ulicy wybitnego farmaceuty Binieckiego, ale być może przygotowywana jest zbiorcza uchwała. Gdyby na kampusie zmieściła się trzecia ulica, przypominam, że kilka lat temu do Banku Nazw trafiło nazwisko pierwszego rektora Akademii Medycznej w Warszawie Franciszka Czubalskiego.
O tym już pisałem na blogu. Przypominam, że pierwszy burmistrz w historii Wawra "wygryzł" Tony'ego Halika.
Trudno powiedzieć, czy Zespołowi chodziło o nazwanie alejek, czy tablice pamiątkowe - pewnie chcieli pozostawić decyzję ursynowianom. Temat Chciuka-Celta, który działał też aktywnie w Radiu Wolna Europa, pojawiał się już na pierwszych posiedzeniach wtedy Podkomisji ds. Nazewnictwa Miejskiego.
Prawidłowa postawa, ale ambasady pewnie dalej będą nalegać...
Ciekawostka - nazwę Rozwojowa w latach 1951-90 nosiła Pawła Lipowczana na Okęciu. Żeby tak wróciła jeszcze np. Jakuba Wujka...
W tej sytuacji wnioskodawcy wymyślili plac Farmacji, co też nie spodobało się specjalistom, ale na tym chyba sprawa się skończy. Więcej informacji tradycyjnie w BIP Rady m.st. Warszawy.
Okolice
Radni Wilanowa 18 października przegłosowali listę nazw związanych z lokalną historią i topografią, które chcieliby wykorzystać w przyszłości. Nie czuję się kompetentny ją komentować, wyjaśnienia są zresztą obszerne. Pozytywnie nastrajają pomysły pojawiające się ostatnio...w prasie bulwarowej. Jeden z dziennikarzy warszawskiej redakcji "Faktu" wstawił się za varsavianistą Jerzym Kasprzyckim. Ulica jego imienia miałaby tę dodatkową zaletę, czego zapobiegłaby ewentualnemu biadoleniu w przyszłości nad "kolejnym martyrologicznym patronem" - ministrem spraw wojskowych 1935-39 gen. dyw. Tadeuszem Kasprzyckim (jest patronem m.in. w Krakowie). Co ciekawe, ten sam dziennikarz w prywatnej dyskusji na Facebooku skrytykował moje pomysły patronów jako utrudniające życie "mieszkańcom i przedsiębiorcom", chyba niezbyt się w nie wczytając. Nie wydaje mi się, żeby nazwa "Korolewicz-Waydowej" była bardziej skomplikowana niż "Skłodowskiej-Curie", a trudno o prostszą niż "Ady Sari"...
Trudno też powiedzieć, na jakim etapie jest procedowanie projektu ulic Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego na Żoliborzu (oczywiście, tekst źle opisuje ścieżkę administracyjną - burmistrz dzielnicy ma w takich kwestiach najmniej do powiedzenia). Do Anny German pasowaliby świetnie, szkoda, że Irena Jarocka na razie ma mniej szczęścia..