W tym odcinku przyjrzymy się protokołowi z posiedzenia Komisji Nazewnictwa Miejskiego Rady m.st. Warszawy z 10 maja.
1. Konkrety
W pierwszej części "Recenzji" pokpiwałem sobie z możliwego tempa realizacji tego projektu. Brawa dla radnych, że nie zwlekali z uhonorowaniem wybitnego aktora Teatru Narodowego i reżysera, który jest też patronem skweru i IX LO w rodzinnym Gdańsku.
Jak widać, gdy mieszkańcy Saskiej Kępy się uprą, dopną swego, nawet jeżeli, tak jak w tym wypadku, jest to niewielki odcinek drogi i nazewniczy dubel. Ciekawe, czy opłaci się ich determinacja w kwestii uczczenia Mirona Białoszewskiego. Jakakolwiek ulica, nawet najkrótsza, bardziej by pasowała do jego literackiej klasy, niż ponury Dreptak przy placu Dąbrowskiego, w którym fajna jest tylko nazwa... Można spojrzeć na sprawę także pod kątem sympatycznej "feminizacji" męża-legendarnego amanta przez postać Marii Żabczyńskiej (1903-81), znanej m.in. jako Aniela Jeziorańska w powieści radiowej "W Jezioranach". Absolwentka Instytutu Reduty wystąpiła też w tak znanych filmach, jak "Śluby ułańskie", "Manewry miłosne", "Ulica Graniczna", "Skarb" oraz "Kochaj albo rzuć".
Powrót przedwojennej nazwy - rzeka Dźwina w II RP oddzielała Polskę od ZSRR i Łotwy.
2. Spekulacje
Tak jak się spodziewałem, medialna kampania zawstydzająca radnych PiS za brak poparcia dla skwerów Marka Edelmana i Bronisława Geremka w Śródmieściu, okazała się po części clickbaitem. Domyślam się, że radni nie poparli wniosków z powodów ideologicznych, ale zostały one też odrzucone przez gremium eksperckie - Zespół Nazewnictwa Miejskiego.
Pozostaje mieć nadzieję, że jeżeli postulaty zostaną zrealizowane, odpowiednie służby zadbają o godny wygląd nazwanych miejsc.
Mam nadzieję, że temat zostanie odpowiednio przedstawiony radnym Śródmieścia, ponieważ dokonali oni wyraźnej nadinterpretacji tekstu uchwały, która nie zmienia więcej, niż nakazywałaby logika.
W tym punkcie również zgadzam się z Zespołem, ponieważ o ile "Inka" jest postacią rozpoznawalną w całej Polsce, o tyle miejscem honorowania "Odyńca" powinien by raczej Dolny Śląsk. Radni dzielnicy przeszarżowali w szukaniu godnego towarzystwa rondu Zygmunta Szendzielarza. Już raczej za późno, aby zmienić ich decyzję.
Tu również lokalna społeczność wydaje się zdeterminowana uhonorować krajana, a sprawę opóźniają technikalia. O ciekawej postaci Nawrockiego - dziennikarza i dramaturga niepokornego nie tylko we własnej wyobraźni, można poczytać w moim tekście w majowym numerze "Skarpy Warszawskiej".
Bardzo dobrze się stało, że udało się znaleźć rozwiązanie honorujące zarówno heroiczną współpracowniczkę Janusza Korczaka, jak i pierwszego dziekana Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, projektanta m.in. dwóch katedr (diecezji warszawsko-praskiej i radomskiej), kościoła Zbawiciela oraz wybitnych dzieł architektury cmentarnej w Warszawie i Łodzi, który był już przez kilka lat patronem ulicy na Bielanach. Było to chyba jednak tylko chwilowe rozwiązanie, ponieważ radni tej dzielnicy uważają, że i ten fragment zieleni powinien mieć innego patrona - rzeźbiarza Jerzego Jarnuszkiewicza (1919-2005), twórcę m.in. pomnika Małego Powstańca, a także Jana Pawła II i Stefana Wyszyńskiego w Lublinie, czy też Asnyka w Kaliszu. Może Dziekońskiemu powinno poszukać się miejsca w innej dzielnicy?
Trzeba docenić konsekwencję władz Ursusa w upamiętnianiu zasłużonych rodzin dzielnicy, np. w formie wystaw. Inny przejaw tej dbałości to park Hassów.
Trochę dziwne, że nikt na to wcześniej nie wpadł :) Dobrze wpasowuje się w promocję najnowszego wydawnictwa "Skarpy Warszawskiej" - Wielkiej Księgi Legend Warszawy
Jak zwykle, nie zabrakło wątków "zagranicznych" o rozmaitym poziomie racjonalności.
W tym wypadku, tak jak opisywanym przeze mnie już casusie ulicy Tunezyjskiej, naturalnym wyborem wydają się Stegny.
Kolejni nad wyraz uparci wnioskodawcy.
Przesada! Byłby to już piąty uhonorowany Włoch w okolicy, co zakrawa na dyskryminację innych narodowości. Nie prościej byłoby w pewnym momencie poprzestać na Vivaldim i pamiętać przede wszystkim o Polakach? Pikanterii sytuacji dodaje mało znany fakt, że imiona włoskich kompozytorów nadawali ulicom Lwowa...hitlerowcy. Nikt już chyba też nie pamięta, że dziesięć lat temu wnioskowano o ulice pianisty i kompozytora Jerzego Lefelda oraz śpiewaka operetkowego Józefa Redo. Moje zdanie pewnie nie zostanie poważnie potraktowane, ponieważ nie mieszkam obecnie w Warszawie, ale postaram się dotrzeć mailowo do radnych Białołęki z propozycją odświeżenia tego postulatu.
Nie zabrakło też kompletnego kuriozum, które osobiście mnie obraziło, ponieważ na jakieś 90 proc. mój tekst dotyczący m.in. Jana Pohoskiego ukaże się w lipcowej "Skarpie Warszawskiej". Tym bardziej chichotem losu jest wymienienie akurat tej nazwy w protokole.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób nazwa Jana Pohoskiego jest "za trudna". Ktoś to chciał zapisać "Pochorskiego"? Mam nadzieję (graniczącą z pewnością), że Rada Dzielnicy Mokotów nie będzie chciała zajmować się takimi wydumanymi problemami.
Inne ciekawostki i anegdoty:
Całość protokołu jest dostępna na stronie BIP.
3. Z rad dzielnic
W tym miesiącu trzeba zwrócić uwagę na zdecydowane odrzucenie przez Radę Dzielnicy Włochy projektu nazwania ronda we Włochach imieniem pisarza Stanisława Rembeka z zemsty za ignorowanie lokalnych propozycji nazewniczych. Nie wiem, o jakie dokładnie chodzi, ale domyślam się, że Rada Miasta zlekceważy tę opinię, dojdzie do kolejnego konfliktu, podczas którego padną jeszcze ostrzejsze słowa, zostanie zwołane spotkanie z Zespołem Nazewnictwa Miejskiego i...pewnie historia powtórzy się w innej konfiguracji. A jeżeli ten pomysł upadnie, mam nadzieję, że znajdzie się dla Rembeka miejsce gdzie indziej, ponieważ to już osoba dość mocno osadzona w powszechnej świadomości, przede wszystkim jako autor zekranizowanego "Wyroku na Franciszka Kłosa" (w mniejszym stopniu "Szwadronu").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz