poniedziałek, 27 lutego 2012

Plotka jako element historii - kilka refleksji

Niektórzy twierdzą, że człowiek jest istotą niereformowalną. Jeden z argumentów na poparcie tej tezy jest taki, że jakkolwiek setki ludzi twierdzą z uporem maniaka, że brzydzą się plotkarstwem i pomówieniami, wciąż pojawiają się kolejne. Jako dumny (?) posiadacz licencjatu z dziennikarstwa ("i nowych mediów") ze wstydem przyznaję, że ich szerzeniu się mocno sprzyja słowo drukowane. Jeszcze z czasów gimnazjalnych pamiętam kibiców pewnego zasłużonego klubu jeżdżących na mecze z transparentem "Dziennik Bałtycki kłamie", ponieważ zostali oskarżenie w tej gazecie o...utopienie krowy (twierdzili, że niesłusznie). Jako licealista byłem bliski skandowania w miejscu publicznym "Newsweek kłamie", ponieważ tygodnik ten opublikował ranking "szkół średnich w Polsce z największą liczbą studiujących absolwentów" oparty na ankietach, które wypełniły tylko...dwie wyższe uczelnie, a i tak został opublikowany.

Rok później tenże "Newsweek" opisał dyskotekę w okolicach rodzinnego miasta moich dwóch kolegów z klasy (i późniejszej koleżanki z pracy) jako gniazdo rozpusty i występków wszelakich - zaręczali mi, że bezpodstawnie. Swego czasu zbulwersował mnie artykuł z pierwszej strony "Dziennika" (trochę się dziwię, że te wyliczankę zdominowały te dwa tytuły, ale co ja na to poradzę?!) pomstujący na doktorantów z południowej Polski załatwiających sobie doktoraty na Słowacji. Po latach poznałem jednego z nich (bynajmniej nie z południowej Polski), który przekonująco wyjaśnił mi, że jeżeli czymś na tym świecie można się bulwersować, to tylko załatwianiem sobie przez niektórych doktoratów w Polsce (BTW: jeżeli idea walki z dezinformacją jest Wam bliska, zajrzyjcie na profil strony BezpieczneInformacje.pl) i nie trzeba być Słowakiem, żeby to wiedzieć.

Z wyżej wymienionych powodów nabawiłem się uczulenia na polskie media i z prasy społeczno-politycznej czytam dziś jedynie niestety słabo dostępną Gazetę Finansową. Niektóre z jej tez (np. że Anonimowi to rosyjska agentura) też zweryfikuje dopiero czas (tak między nami, to akurat tę pewnie zweryfikuje negatywnie...) Ale jest jeden powód, dla której warto jej wierzyć - sam do niej czasem pisuję ;) i zawsze ktoś zdąży to zweryfikować przed pójściem do druku.

Dobra, tyle narzekania/uświadamiania, clou posta ma stanowić coś lżejszego :) Otóż jakiś czas temu namierzyłem stronę internetową snopes.com, która postawiła sobie za cel rozprawianie się z "miejskimi legendami", czyli szczególnie uporczywymi plotkami. Jej autorzy - Barbara i David P. Mikkelson podchodzą do omawianych tematów z dużą erudycją, pasją i poczuciem humoru. Niestety (?) na większość stawianych sobie pytań, które często są bardzo intrygujące, odpowiadają przecząco, zaś prawie wszystkie mity zweryfikowane przez nich pozytywnie przynajmniej mi wydają się banalne. Warto przejrzeć tę stronę samemu, choć uprzedzam, że niektóre opisywane sytuacje (szczególnie te związane z seksem) są dość drastyczne. Na zachętę podzielę się z Wami kilkoma znalezionymi tam informacjami, które najbardziej mnie zaskoczyły.

1. Król Danii i gwiazda Dawida

W jednej z przetłumaczonych z angielskiego historycznych encyklopedii dla dzieci wyczytałem, że kiedy hitlerowscy okupanci nakazali duńskim Żydom nosić opaskę z gwiazdą Dawida, królowi Chrystianowi X udało się wymóc odwołanie zarządzenia samemu zakładając emblemat i/lub nakazując swoim "aryjskim" poddanym pójść w jego ślady. W rzeczywistości w Danii nigdy nie wprowadzono takiego obowiązku, jedynie w szwedzkiej gazecie ukazał się satyryczny rysunek sugerujący, że gdyby do tego doszło, taka byłaby replika monarchy uważanego za symbol biernego oporu wobec niemieckiej okupacji. Oczywiście fałszywość przypominającej wiersz Antoniego Słonimskiego opowieści nie przekreśla zasług Duńczyków w ochronie ich niewielkiej zresztą (ok. 7000 członków) społeczności żydowskiej przed Holocaustem, którego realizacja na tym terenie rozpoczęła się 2 X 1943 r. Wielu duńskim Żydom udało się zbiec przed wywózką do obozu koncentracyjnego w Theresienstadt drogą morską do Szwecji.

Przy okazji zachęcam do zapoznania się z piosenką o innym sławnym królu Danii: XVII-wiecznym Chrystianie IV :)



2. "Płonące" staniki

"Feministki: Czy jest o co palić staniki?" - na taki sugestywny tytuł raportu natrafiłem kiedyś w "Polityce". Odwołuje się on do demonstracji, która miała miejsce podczas wyborów Miss America w Atlantic City w 1968 r. Feministki występujące pod hasłem "Oceniajmy się jako ludzie" ukoronowały żywą owcę (mało to drastyczne biorąc pod uwagę, że 24 lata później znaleźli się tacy, którzy odważyli się podrzucić na imprezę zdechłą...), następnie zaś wrzuciły do symbolicznego "śmietnika wolności" różne atrybuty damskiej seksualności: podwiązki, kosmetyki, buty na obcasie oraz właśnie biustonosze i...na tym się skończyło.

Skąd więc wzmianka o ogniu? Joanna Podgórska pisze, że do spalenia kosza nie doszło, ponieważ nie zezwoliła na to policja (sic). Według Barbary Mikkelson legendę o paleniu staników stworzyła opisująca protest prasa, chcąc go w ten sposób porównać do palenia kart poborowych przez przeciwników wojny w Wietnamie. Pozostaje jedynie kwestią dyskusyjną, czy to porównanie miało nadać postulatom feministek powagi, czy też je ośmieszyć.

3. Pośmiertne losy Walta Disneya

Przemek, bardzo lubiany przeze mnie lektor języka angielskiego z czasów studiów magisterskich,  podzielił się kiedyś ze swoją grupą ciekawostką, że Walt Disney na mocy swojego testamentu został po śmierci umieszczony w wypełnionej ciekłym azotem tzw. komorze kriogenicznej, w której jego ciało oczekuje na pojawienie się technologii umożliwiającej przywrócenie mu życia. Takie sugestie pojawiły się po raz pierwszy dopiero w 1986 r. w książce Świat Disneya Roberta Mosleya. Rozwinął je w 1993 r. w Czarnym Księciu Hollywood Marc Eliot. Obydwie biografie uważane są za bardzo mało wiarygodne. Jest prawdą, że pogrzeb króla animacji mógł wydawać się postronnym dość tajemniczy, ponieważ odbył się jedynie z udziałem krewnych (nie zaproszono nikogo z jego współpracowników) już dzień po śmierci, czyli 16 grudnia 1966 r., jednak wszystko wskazuje na to, że szczątki Disneya zostały poddane kremacji, zaś on sam nigdy nawet nie słyszał o kriogenice.

4. Koń, który był zebrą

Pamiętacie z telewizji czarno-biały serial Koń, który mówi (oryginalny tytuł: Mister Ed)? Ja pamiętam go z jakichś powtórek. Nigdy bym nie przypuszczał, że zwierzak, który miał wcielić się w główną rolę okazał się tak narowisty, że w geście desperacji zastąpiono go...tresowaną zebrą, i to płci żeńskiej (o imieniu Amelia). Dzięki użyciu kilku sztuczek optycznych maskujących różnice w anatomii dwóch gatunków udało się utrzymać mistyfikację w tajemnicy aż do zejścia filmu z ekranów.

A co z paskami? Na czarno-białych taśmach nie były widoczne. Z tego samego powodu bardzo długo na telewizyjną premierę czekał futbol amerykański - ponieważ widzowie nie dostrzegliby na ekranie sędziów... Dlatego też ostatni sezon serialu był jedyną produkcją CBS w latach 1965-66, której nie kręcono w kolorze...

Snopes.com prostuje również m.in. informacje o tragicznych losach sygnatariuszy amerykańskiej Deklaracji Niepodległości i najbogatszych ludzi świata w latach 20. XX w. Najbardziej jednak lubię historię tłumaczącą, dlaczego w pewnym szpitalu wszyscy umierają w piątki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz